Zmierzch rozumu jest doskonale widoczny na przykładzie tego, co się zwie pandemią Covid-19, a w zasadzie sposobu reakcji na to zjawisko. Prof. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, będący specjalistą z zakresu chorób zakaźnych, stwierdził w jednym z wywiadów, że wprowadzanie lockdownu w celu walki z koronawirusem jest jak wycięcie guza nowotworowego z brzucha, przy okazji ucinając dwie nogi. I to wcale nie jest porównanie na wyrost.
Uprzedzając głosy tych, którzy zarzucą mi „koronasceptycyzm” – neguję sposób i metody walki z chorobą, a nie samego wirusa i niebezpieczeństwa z nim związane. Wydaje się, że świat (bo nie tylko Polska) zapomniał o podstawowej zasadzie, że reakcja musi być proporcjonalna do zagrożenia. A o tym, co się dzieje w Polsce i na świecie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest proporcjonalne do zagrożenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czyż taka polityka nie jest najłatwiejsza? Pozamykajmy wszystkich w domach, bo sytuacja wymyka nam się spod kontroli. Rozmowa o długofalowych skutkach jest marginalizowana. Tylko perspektywa tu i teraz. Co z tego, że ludzie z innymi schorzeniami umierają, bo odkładane są planowe zabiegi. Co z tego, że przez zdalną naukę dzieci nie dość, że nie posiądą takiej wiedzy jak w zwyczajnej formie, to w dodatku nie przejdą prawidłowej socjalizacji. Co z tego, że bankrutują kolejne firmy i to najczęściej te małe, rodzinne, bo wielkim koncernom się krzywda nie stanie. Depresje, samobójstwa, niezdiagnozowane choroby – efekty takiej polityki widać już dziś i aż strach pomyśleć, co będzie za jakiś czas.
Nic mi o tym nie wiadomo, żeby ten wirus atakował także zdolność do racjonalnej oceny rzeczywistości, a niestety u niektórych pojawiły się takie symptomy. Jeden z popularniejszych ekspertów covidowych, dr Sutkowski (po tej akcji należałoby to określenie ująć w cudzysłów) jakiś czas temu usiłował ukazać przewagę maseczek chirurgicznych nad resztą osłon ust i nosa za pomocą eksperymentu, niezbyt naukowego, trzeba dodać. Nie będę opisywać w szczegółach jak to wyglądało, więc jeśli Państwo tego nie widzieli, proszę nadrobić zaległości, bo to dobry obraz paranoi, jaka nas ogarnęła.
Reklama
Jeszcze a propos maseczek. Wiemy, że przyłbice i inne, „niemaseczkowe” osłony ust i nosa w magiczny sposób od 27 lutego, mocą rozporządzenia Rady Ministrów przestały chronić przed wirusem. No cóż, skończyła się ich prawie roczna misja, tak bywa. Na służbie zostały maseczki każdego rodzaju, od szmacianych po te najbardziej profesjonalne z filtrem. Te bawełniane jeszcze w magiczny sposób nas chronią, chociaż taki prof. Horban mówi, że to pseudoosłony, które należy wyrzucić do kosza. Nie łudźmy się jednak, że maseczki bawełniane będą nas chronić wiecznie. Ich „moc” jak widać zależy tylko od rządowego rozporządzenia. Nosząc je dzisiaj się nie zarażamy, ale kiedy zmieni się prawo, to się pozarażamy, bo przestaną działać. Jasne?
Można by ułożyć całą litanię tego typu absurdów i sobie tak żartować z tego w nieskończoność, ale w gruncie rzeczy to jest śmiech przez łzy. Przyszło nam żyć w chorych czasach, chorych jak widać bardziej z powodu głupoty niż samego wirusa. Ktoś może się zastanawiać, dlaczego ludzie są na to wszystko tak podatni. Odpowiedź jest prosta – jeśli współczesny świat marginalizuje rozum, to nie ma co się dziwić, że człowiek pozbawiony tego fundamentu jest tak podatny na rozmaitego rodzaju manipulacje i niekoniecznie dobre wpływy. I kto, jeśli nie my, katolicy, którzy tak cenimy rozum, powinniśmy czynić z niego użytek i nawoływać, żeby każdy człowiek korzystał z tego daru, który upodabnia go do samego Boga.